Życie codzienne

Reaktywacja

Tak zajrzałem tutaj sobie i uświadomiłem że od ostatniego mojego wpisu minęło już ponad półtora roku. Szmat czasu i na pewno wiele rzeczy się wydarzyło, a niestety, z lenistwa, często też braku czasu o niczym w tym czasie nie napisałem. Słabo.

Nie chcę teraz przerabiać wszystkiego co w tym czasie się wydarzyło, to chyba nie ma sensu, poza tym wielu rzeczy już nie pamiętam (coraz gorzej z tą moją pamięcią) ale może chociaż o tych kilku najważniejszych wydarzeniach wspomnę i postaram się jednak na bieżąco też coś pisać, żeby zgodnie z założeniem tego blogu coś tam zostało do poczytania dla moich potomnych.

I może już na tym roku się jedynie skupie, co za nami i co w najbliższej perspektywie w naszej rodzinie, w naszym domu będzie się działo. Pierwsze co przychodzi mi na myśl, to nasz wiosenny wyjazd do naszych bratanków, którzy już od jakiegoś czasu zainstalowali się w Hiszpanii, w Esteponie dokładnie. Polecieliśmy do nich w Dzień Kobiet, na tydzień, mając nadzieję na pierwszą opaleniznę i może nawet kąpiel w morzu. Niestety tragiczna, niespotykana raczej tam o tej porze aura pokrzyżowała nasze plany. Praktycznie cały tydzień lał deszcz, także główną atrakcją były spacery po mieście, przy plaży, po sklepach, restauracjach. Samo miasto bardzo nam się podobało, takie właśnie spacerowe, rozłożone na sporym obszarze, ładne, przyjazne. Tylko ta pogoda zawiodła na całej linii ale i tak było fajnie, spędzaliśmy czas z chłopakami na ile się dało, gotowaliśmy, oglądaliśmy coś wieczorami i po tygodniu wróciliśmy do domu, tak samo bladzi jak w dniu wyjazdu.

Potem kilka miesięcy dosyć nieprzyjemnej wiosny, o ile pamiętam to jedynie w kwietniu kilka cieplejszych dni było, maj był tragiczny, zimny, czerwiec nie lepszy no i nadal na początku lipca ta pogoda nas nie rozpieszcza, ciągle deszcze, ulewy, raz upał przez kilka dni po nim zimno, wiatry bez przerwy, nie ma takiej stabilnej pogody nawet przez tydzień, ciągły rollercoaster.

No i w połowie czerwca mieliśmy najważniejsze dla nas wydarzenie, mianowicie I komunię naszego synka. Tym razem przynajmniej pogoda nie zawiodła, niedziela była słoneczna i ciepła, uroczystość w kościele bardzo piękna i doniosła, przyjęcie w lokalu też udane. To co nas najbardziej bolało, mnie i żonę, to że nie mogliśmy pójść do spowiedzi i przyjąć komunii razem z naszym chłopcem. On od kilku już miesięcy jest ministrantem, dzielnie i wytrwale służy do mszy, w której teraz już może w pełni uczestniczyć.

Teraz po zakończeniu roku szkolnego, trochę później niż w poprzednich latach pojechaliśmy na 10 dni do Jastrzębiej Góry, nad morze. O tej naszej rutynie już pisałem, chyba nawet dwukrotnie, cóż można dodać o tegorocznym pobycie? Chyba jedynie to że naprawdę jest bardzo drogo w tym roku. Już w ubiegłym roku te ceny jedzenia, picia były wysokie ale w tym jeszcze poszły w górę, myślę że o kolejne kilkadziesiąt procent. Nie dziwi więc chyba że mimo rozpoczętych wakacji i całkiem dobrej pogody w tym pierwszym tygodniu wakacji ludzi wcale nie było dużo. Pewnie wielu wybrało jednak wczasy za granicą, ich cena na pewno jest porównywalna z tymi spędzonymi u nas, nad morzem. A w całej południowej Europie już od kilku tygodni panują upały, woda w Morzu Śródziemnym wyjątkowo ciepła. U nas w Bałtyku miała około 18 stopni ale kąpałem się prawie codziennie. Nie dziwi też chyba że wielu z wczasowiczów zaopatruje się w jedzenie, picie w dyskontach i pewnie potem przygotowują to sobie na kwaterach. Knajpy, no może poza tymi najbardziej popularnymi raczej świeciły pustkami, nie tak jak w poprzednich latach gdy w czasie wakacji trzeba było swoje odstać i odczekać aby coś zjeść. Myślę, że jeżeli to podejście lokalnych przedsiębiorców się nie zmieni, jeżeli nie przestaną maksymalnie łupić turystów przez te jedynie dwa miesiące wakacji to z roku na rok tych ludzi nad naszym morzem będzie coraz mniej. Szkoda bo to nasze morze ma swój urok i ja naprawdę lubię tutaj odpoczywać. Nasz synek przetrwał dzielnie ten czas bez komputera i swoich gier, chociaż odliczał już dni do powrotu do domu;) Najbardziej chyba z całego pobytu zapadło mu w pamięci wspólne oglądanie serialu „Rodzinka” kiedy już wieczorem leżeliśmy przed snem w pokoju. Myślę, że to wspomnienie zostanie z nim na długie lata.

A teraz, co przed nami? Przede wszystkim remont domu, który za kilka dni się zacznie, przyznam, że przeraża mnie te kilka/kilkanaście tygodni życia w remontowanym domu. Oczywiście jak zwykle wyobrażam sobie najgorsze scenariusze i trudno mi wyobrazić sobie że to się w miarę sprawnie i szybko skończy tym bardziej że ten zakres robót jest naprawdę szeroki i praktycznie przejdzie sukcesywnie przez cały dom. No ale co zrobić, trzeba będzie to jakoś przeżyć, miejmy nadzieję że po okresie chaosu i bałaganu zacznie się z tego wyłaniać coś lepszego i ładniejszego niż było dotychczas.

W sierpniu czeka mnie powrót do biura, nasza firma rezygnuje z pracy zdalnej i zdecydowała, że większość z nas będzie musiała pracować 5 dni w biurze. Oczywiście decyzja ta wywołała falę protestów ze strony pracowników ale po początkowym okresie buntu teraz wszyscy spokojnie czekają na ten moment, tym bardziej że jest czas wakacji i urlopów a poza tym mają być w tym zakresie jakieś regulacje, wyjątki, na razie nikt nic nie wie, oficjalnie nie potwierdza więc trwa to oczekiwanie na nieuniknione. Mam nadzieję, że ze względu i na mój staż pracy (w tym tygodniu właśnie minie 30 lat mojej pracy w firmie) i też dużo odległość z domu do biura zostanę jakoś ulgowo potraktowany i nie będę musiał dojeżdżać te 5 dni do biura. Bo nie dam rady, przez tyle lat dojeżdżałem, pandemia wreszcie pokazała mi jak może wyglądać normalne życie, bez ciągłych dojazdów, godzin spędzonych w korkach, stresu i zmęczenia. Poza tym pod koniec sierpnia czeka mnie operacja łokcia lewej ręki, ból jest coraz większy i dodatkowo promieniuje do palców, w dwóch z nich już mam dużo gorsze czucie, mrowienie. Po jakichś konsultacjach u lekarzy udało mi się dostać do kolejki oczekujących na operację w szpitalu, która będzie sfinansowana z NFZ, w przeciwnym razie, prywatnie taka operacja kosztowałaby mnie co najmniej 15 tysi. Także pewnie ten początkowy okres powrotu pracowników do biura i tak przetrwam na zwolnieniu lekarskim po tej operacji, no a potem zobaczymy.

No i też czekam na coś o czym od dawna myślałem a co się zaczyna coraz bardziej materializować (bo mam już nawet kupione bilety na samolot) a mianowicie pielgrzymka do Santiago de Compostella. Okazało się że dziewczyna z pracowni ikon była kilkukrotnie na tej pielgrzymce i tak od słowa do słowa, od czynu do czynu, jakoś tak, chyba z woli bożej zostałem pokierowany w tą stronę i jest plan aby polecieć pod koniec września do Porto i stamtąd, w 10-11 dni przejść samotnie nad brzegiem oceanu do Santiago. Oczywiście wszystko zależy od tego jak po tej operacji, czy będę w odpowiednim stanie i formie. Na razie się przygotowuje, a co wyjdzie to zobaczymy, mam nadzieję, że to się z pomocą Bożą uda zrealizować i że w październiku wrócę do domu bogatszy o trudy i doświadczenia takiej właśnie samotnej podróży.

Co jeszcze? Od prawie roku chodzę regularnie na siłownię, przez kilka miesięcy prowadził mnie trener, teraz już jakoś sam sobie treningi organizuję. Naprawdę dużo mi to dało, jestem silniejszy, bardziej stabilny i pewny w tym sensie ruchowym ale też mentalnie ten wysiłek mi wychodzi na dobre. Aaaaa i bym zapomniał o jednym ważnym wydarzeniu wspomnieć które pod koniec ubiegłego roku miało miejsce, przed samymi Świętami Bożego Narodzenia. Mianowicie nasz sąsiad wygrał w Lotka (a dokładnie w Eurojackpota) prawie 600 tyś złotych! Słyszy się że ktoś gdzieś wygrywa ale jak to dotyka namacalnie kogoś kogo znasz to naprawdę ma to inny wymiar. Było niedowierzanie, radość, a teraz z tych pieniążków sąsiedzi ocieplają sobie dom. Także takie rzeczy też się zdarzają i trafiają na zwykłych ludzi, szkoda tylko że nie na mnie:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *