Przemyślenia,  Życie codzienne

Lato na wsi

Lato niby w pełni ale pogoda cały czas kapryśna, pomidory co prawda już wiszą zielone ale nie dojrzewają, ogórki to w ogóle nie rosną a już liście pożółkły na skutek jakiejś zarazy, w nocy po 9-10 stopni w ostatnich dniach a jak wiadomo warzywo rośnie właśnie w ciepłe noce. Na szczęście przynajmniej trochę popadało więc już nie jest tak wszystko bardzo wysuszone, odżyła trochę trawa i drzewka. Na kolejne dni nadają z kolei upały więc mam nadzieję, że wreszcie może coś z tą wegetacją się ruszy i jakiś niewielki plon uda się uzyskać i przerobić na zimę.

W ogóle zdałem sobie sprawę, że lato na wsi polega głównie na … przygotowaniach do zimy. W mieście zapewne też ludzie myślą o tym żeby przynajmniej jakieś przetwory przygotować na zimę. Szczególnie teraz każdy chce mieć jak najwięcej zapasów w spiżarniach, żeby chociaż części z tych rzeczy nie kupować przy tej szalejącej inflacji i zaoszczędzić. Ale na pewno na wsi te wszystkie przygotowania są bardziej intensywne i widoczne. I niby cieszysz się długim dniem, słońcem, ciepłem, zielenią ale cały czas z tyłu głowy już masz, że to lato bardzo szybko przeminie (szczególnie w naszym klimacie) i trzeba się sprężać żeby być gotowym na te krótsze i chłodne już dni. Przede wszystkim jest to gromadzenie opału. Miał być na wsi już gaz, nadal go nie ma i nie wiadomo kiedy ostatecznie doprowadzą więc kolejny rok miałem ciężką pracę z przygotowaniem drewna do pieca. Węgla raczej staram się nie używać, zresztą obecne jego ceny powalają. Drewno też z tygodnia na tydzień coraz droższe i trudniej dostępne a każdy go potrzebuje. I mimo że wieś otoczona jest lasami to wcale nie jest takie łatwe jego pozyskanie. Kolejna rzecz, o którą muszą zadbać Ci którzy mają jeszcze jakieś zwierzęta (takich coraz mniej) to zapewnienie im paszy. Koszenie trawy, wysuszenie jej na siano i potem przechowanie w jakiejś formie, najczęściej to chyba belowanie jest w tej chwili, stogów siana już na wsi nie widać. Dzisiaj z reguły hodowla krów polega na tym że siedzą one w oborze przez cały rok, również latem nie są wyprowadzane na łąki tak jak to bywało kiedyś. Jedyna różnica to że latem dostają taką świeżo skoszoną trawę z łąki zamiast siana ale na pewno byłyby bardziej szczęśliwe gdyby mogły tą trawę same skubać, poleżeć na łące, poprzeżuwać. Naprawdę biedne są dzisiaj te zwierzęta gospodarskie. Ich ostateczny los jest niby cały czas taki sam, rosną po to żeby w końcu trafić na stół człowieka ale kiedyś przynajmniej taka krowa sobie latem pochodziła na pastwisko z innym krowami, świnia się w błocie wytaplała, kura w ziemi pogrzebała a dzisiaj na jakże marny los je człowiek skazuje jeszcze zanim zostaną zjedzone. Na jakie straszne cierpienia są skazane od chwili narodzin aż do rychłej śmierci. Niestety zdaje sobie sprawę, że ja również się do tego przyczyniam, nadal lubię mięso, staram się ograniczać jego spożycie ale chyba całkowicie z niego zrezygnować bym nie potrafił. Podobnie jak z alkoholu:) No i ostatnia rzecz jaka przychodzi mi na myśl to robienie przetworów. Z reguły z tego co Ci urośnie albo czego sąsiedzi mają dużo i Ci przyniosą. Jedni robią to lepiej, inni gorzej, niektórzy mają zapasy jeszcze sprzed kilku lat w piwnicach a i tak w kolejnym roku przygotowują następną partię. A potem rozdają rodzinie, znajomym: ogóreczki, dżemiki, grzybki, kompociki. Jak dobre to się zje a te nie za bardzo (a wiadomo kto robi dobre a kto takie sobie) to postoją w spiżarce jakiś czas a jak potrzeba miejsca to znowu oddaje się je komuś z rodziny czy znajomych jak taki puchar przechodni krążą latami po spiżarkach i piwnicach:)

Pokochałem to miejsce, tą wieś, tą ziemię, tych ludzi, kościół w Brańszczyku, cmentarz i wiele innych rzeczy chociaż początki mojego funkcjonowania tutaj nie były łatwe. Trudno było mi się przestawić na te nowe tory a zmiany jak dla mnie były kolosalne, trudne do ogarnięcia. Teraz widzę głęboki sens tego działania siły wyższej, która mnie tutaj skierowała. Tutaj dzięki temu wszystkiemu co mnie otacza, co mnie spotyka, dzięki tej fizycznej, czasem ciężkiej pracy, która codziennie wykonuje mam szansę stać się choć odrobinę lepszym człowiekiem. Tak mi się przynajmniej wydaje ale też nad tym pracuje każdego dnia. Często nadal ponoszę porażki, często myślę, że mimo tych moich wysiłków efekty są mizerne, w czym utwierdzają mnie najbliżsi:) ale nie poddaje się w tej walce. I nie zamierzam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *