Majówka
No i po długich namysłach, niepewności do ostatniej chwili (bo w tle konflikt z kontrolerami lotów na Okęciu) ostatecznie wybraliśmy się na majówkę na Kretę. Wycieczkę miałem zarezerwowaną już na jesieni ubiegłego roku ale wpłacona była tylko niewielka zaliczka i na początku kwietnia zaczął się dylemat: lecimy czy odwołujemy. Na początku byliśmy za opcją zostania w domu bo to i cały czas obostrzenia związane z COVID (do Grecji nadal trzeba robić testy albo się trzeci raz zaszczepić), z kim zostawić psa no i jeszcze doszła ta wojna w kraju obok. Ostatni raz byliśmy na wakacjach za granicą w 2018, już z Julkiem i wtedy też była to Kreta. Tamten wyjazd był tak średnio udany z tego co pamiętam, synek jeszcze był mały, ja chyba raczej przez większą część turnusu podminowany, stawiający jak zwykle swoje potrzeby i wyobrażenia o tym jak powinny wyglądać takie wakacje na pierwszym miejscu nie bacząc na to czego akurat chce żona czy syn.
Jednak z kim bym nie rozmawiał na temat bieżącego wyjazdu to mówił leć, zostaw to wszystko i odpocznij z rodziną, co ma być to będzie a jak wypali to potem te wspomnienia zostają do końca życia i tak naprawdę to tylko one mają wartość. We mnie oczywiście zaraz odzywa się mój wrodzony pesymizm, tysiące rzeczy sobie przedstawiam, wyobrażam, analizuję, które na pewno pójdą nie tak i ostatecznie wpłacę pieniądze a wyjazd albo nie dojdzie do skutku albo będzie totalną klapą, głównie za sprawą mojego podłego charakteru i zachowania, którym potrafię uprzykrzyć moim najbliższym nawet te najprzyjemniejsze dla nich chwile. Ale ok mówie, ryzyk fizyk, wpłacam resztę pieniędzy i zaczynam planować wszystkie rzeczy związane z tym wyjazdem na majówkę (parking, testy, ubezpieczenie, z kim zostawić psa itp itd). Na koniec (bo nasz wylot jest 1.05 o 9:00) wyskakuje jeszcze kwestia czy w ogóle przez ten konflikt w PAŻP nasz wylot dojdzie do skutku. No ale to też jakoś trawimy, jak mamy nie polecieć to zostaniemy w domu i też tragedii dla nas nie będzie. Chociaż ja jestem przekonany że rozwiążą ten konflikt przed naszym wyjazdem. Chociaż media przekonują że już loty odwołują, biura zmieniają miejsca wylotów (z Warszawy na Katowice czy Wrocław), takie news-y królują.
Ostatecznie jednak wszystko się układa idealnie. Lecimy zgodnie z planem, spędzamy miło tydzień w pięknym hotelu przy samym morzu w pobliżu miasteczka Platanias i wracamy szczęśliwie do domu gdzie również zastaję wszystko w porządku, moja mama zajęła się psem, domem i ze wszystkim dała sobie radę. Także żaden z tych moich najczarniejszych scenariuszy się nie sprawdził. I po co to się denerwować, stresować, teoretyzować, nakładać sobie do łba sytuacje no i co zrobię jak taki właśnie scenariusz zaistnieje? Raczej chyba pytanie powinno być co zrobić żeby tak właśnie nie robić? Przecież jak takie podejście do każdej rzeczy, która nie leży w mojej codziennej rutynie rujnuje moje zdrowie i oczywiście przy okazji odbija się na moich najbliższych bo do każdego takiego elementu wprowadzam stres i napięcie. Nie wiem jak z tym walczyć, nie wiem jak spokojnie podejść do jakiejś nowej rzeczy, wyzwania. Gdy tylko coś takiego się pojawia mój umysł wariuje i wymyśla wszelkie możliwe czarne scenariusze. I już tam aż się kotłuje. Oddałbym naprawdę wiele za taki wyłącznik który wyłącza myślenie i to nie tylko w tych trudnych stresujących sytuacjach ale tak generalnie, żeby chociaż na chwile móc się odciąć od tych myśli, nie myśleć! Jakże zazdroszczę ludziom którzy mają taki swobodny czy wręcz olewczy stosunek do tego co w koło się dzieje, potrafią ze spokojem przyjąć niemal wszystko. No ale miało być o wyjeździe a się zrobiła opowieść o moim durnym charakterze.
Tak może jeszcze kilka technicznych szczegółów jak ja planuje takie nasze rodzinne wyjazdy za granice. Pierwsze to miejsce, musi być blisko woda, im większa tym lepsza, kocham wodę, morze, fale, wiatr, słońce, piasek, sól. Nie rozumiem ludzi którzy wydają na takim wyjeździe setki złotych na jakieś zabiegi w hotelowych SPA a tymczasem darmowe spa, z którego nie korzystają przeważnie (bo np leżą przy basenie) mają pod samym nosem. Ja przez tydzień takiego pobytu nad morzem, nieważne czy u nas czy za granicą to wracam i mam skórę jak pupcia niemowlaka:). Pływanie w morzu, opalanie na plaży, spacery, no i trochę też większa częstotliwość użycia kosmetyków (jakieś balsamy do opalania i potem po jakieś nawilżające) naprawdę dają taki efekt dla skóry jak najlepsze spa. Oczywiście godziny przelotu żeby były normalne w trakcie dnia, jasne że to może się zmienić w ostatniej nawet chwili ale jak już są podane jak rezerwuję to zwracam na to uwagę. Transfer z lotniska do hotelu, jak trwa do godziny to jeszcze ok, jak dłuższy to już też się robi uciążliwy, szczególnie jak się jedzie z dzieckiem. Hotel wybieram zawsze taki lepszy (więcej gwiazdek ale i dobre opinie) ale też staram się żeby nie był to jakiś moloch o kilkuset pokojach, taki do stu pokoi, bardziej kameralny jest najlepszy. No i oczywiście też unikam odludzia. A więc żeby w pobliżu, w dystansie takim spacerowym było jakieś miasteczko gdzie będzie można wyjść na spacer wieczorem, pochodzić po sklepikach, straganach, niby wszędzie ta sama wszechobecna chińszczyzna ale jednak to zawsze jakiś folklor i trochę takich ciekawych, lokalnych, innych niż wszędzie rzeczy można znaleźć, pooglądać, popodpatrywać też ludzi, jak żyją, co robią. Zawsze jakieś takie obserwacje lokalne bardzie mnie pociągały niż jakieś wycieczki fakultatywne, oglądanie jakichś ruin sprzed wieków itp. Na pierwszym wyjeździe na Kretę odwiedziłem jakąś piękną plażę no i oczywiście przeszedłem wąwóz Samaria, to akurat jest coś co robi wrażenie i co warto zaliczyć będąc tutaj. Tym razem kręciliśmy się w pobliżu pięknego, czyściutkiego hotelu Porto Platanias Luxury Selection i korzystaliśmy z tych najbliższych atrakcji. Ja przede wszystkim kąpałem się w morzu a o tej porze jeszcze niewielu takich było, czasami jacyś skandynawowie dołączali i wchodzili do całkiem jeszcze chłodnej wody.
No i tyle chyba, czas na jakiś wniosek. Dla mnie jest on taki że mimo że już coraz mniej się chce z tego domu ruszyć bo w zasadzie ma człowiek wszystko na miejscu to jednak od czasu do czasu warto. Oderwać się od wszystkiego, obowiązków w pracy ale również tych w domu, przenieść chociaż na kilka dni w jakieś nowe, ciekawe miejsce, zaryzykować, nawet w takich niepewnych czasach jakich doświadczamy obecnie. A może być całkiem fajnie i ciekawie. I tak nam się wszystko udało tym razem. Największy komplement mi dała przy końcu naszego pobytu na Krecie moja żona mówiąc, że nawet byłem całkiem znośny i praktycznie nie „łapałem nerwa”:) Odpocząłem a już bardzo tego potrzebowałem. A po powrocie zastałem piękne pole mleczy, które widać na zdjęciu, zabrałem się więc zaraz za przygotowanie miodu z mleczy (przepis można znaleźć tutaj). Trochę popracuje i w ostatnim dniu maja wyjeżdżamy nad nasze morze, znowu na jasne wybrzeże, nawet moja żona już mówi że przyzwyczaiła się odwiedzać Jastrzębią Górę w każde wakacje.