Przemyślenia,  Życie codzienne

Nowy rok – nowe życie

I znowu kilka tygodni upłyneło i dopiero kolejny wpis się pojawia, już w Nowym Roku. A grudzień zawaliłem, ale co zrobić, nie ma czasu na nic a już żeby na spokojnie usiąść i coś sensownego napisać to już w szczególności. Co w tym czasie się wydarzyło. Przede wszystkim zostałem dziadkiem! Na delivery czekaliśmy już przed świętami, ostatecznie Matyldzie było tak dobrze u mamy w brzuszku że pojawiła się dopiero po Nowym Roku, 5 stycznia. Dzieki Bogu wszystko przebiegło dobrze i w tej chwili już obie w domku przyzwyczajają się do tej jakże nowej sytuacji. Przeczytałem właśnie w tygodniku Angora (nie żebym jakoś to pismo regularnie kupował, tak do poczytania przy śniadaniu bo nowej Pani jeszcze nie ma:)) wywiad z Czesławem Mozilem i jego żoną. I przyznam, że pozytywnie mnie zaskoczył. O ile inne celebryckie historie o poznaniu, miłości, szczęśliwym małżeństwie (wreszcie bo te poprzednie były nieudane:)) mnie przeważnie irytują to tutaj całkiem mądre przemyślenia znalazłem. I jedno z nich właśnie dotyczyło posiadania dzieci, para ta świadomie na razie z posiadania dzieci zrezygnowała. Ale mówią, że o ile dla faceta to dziecko nie zawsze przewraca mu życie do góry nogami, czasami zresztą tatuś w jakimś momencie pakuje rzeczy i swoje dziecko zostawia żeby być tylko tatą z doskoku albo wręcz w ogóle zniknąć to o tyle życie kobiety, matki zmienia się diametralnie i zmienia się już na zawsze. I chyba muszę się z tym zgodzić. Dla mojej wnuczki napisałem ikonę z aniołkiem, który będzie jej strzegł, mam nadzieję, przez całe jej życie. Taki prezent w pewnym momencie mi coś wewnątrz podpowiedziało, sam znalazłem wzór odpowiedniego aniołka jako że te inne anioły czy archanioły na ikonach to takie trochę dziwne jak na mój gust. Może nie jest to malunek doskonały, to dopiero moja druga ikona wykonana w pracowni na Mokotowie z pomocą pani Uli ale jestem pewien że bedzie posiadała tę moc i o ile tylko wnuczka będzie z niej korzystała to zapewni jej bezpieczeństwo.

Co jeszcze? Nasza sunia (i my przy tej okazji) przeżyła pierwszą cieczkę. Ciekawe i donośne chyba było to dla niej i dla nas doświadczenie. Tym bardziej że w tym samym czasie pojawił się u nas na wsi jakiś bezpański, młody piesek, Kawaler jak go nazwaliśmy, i nasza sunia zapałała do niego pierwszą miłością, on zresztą ją odwzajemniał. No i trochę było z tym kłopotu, musieliśmy bardzo mocno suni pilnować, Kawaler warował cały czas przy naszej bramie do czasu aż pobiegł ze mną gdy jechałem rowerem do kościoła w Brańszczyku i tam go ktoś przygarnął. Już wcześniej ze mną biegał jak tylko wsiadałem na rower ale zawsze wracał, tym razem jakoś tak się to potoczyło że o mało co nie wpadł pod jakiś samochód gdy ja byłem w kościele no i zapewne Ci dobrzy ludzie z tego samochodu go zabrali do siebie i szukają mu nowego domu (tak mi żona przekazała że na FB takie treści znalazła). No i w sumie to bardzo dobrze bo śliczny był piesek, ufny i silny. I tak bardzo domu potrzebował, mam nadzieję, że taki szczęśliwy domek już znalazł albo wkrótce znajdzie. Nasza Lili wraca po tej stracie do normalności, my natomiast zaczęliśmy się zastanawiać co tu zrobić dalej skoro ona taka kochliwa, czy jej tej tej możliwości posiadania dzieci jednak nie pozbawić. Poważna i moim zdaniem bardzo trudna decyzja ale będzie trzeba ją podjąć w najbliższych miesiącach.

Co jeszcze? Dwa razy, na święta i na Trzech Króli upiekłem pyszną karkówkę, przepis oczywiście zamieszczę wkrótce:). Wyszła naprawdę super i jedliśmy ją przez kilka dni na zimno, na kanapkach. Jak zwykle to z pewnością nic wielkiego upiec karkówkę ale podziele się swoimi kilkoma spostrzeżeniami i zestawem przypraw w jakim ją marynuje.

Co jeszcze? Przeczytałem wreszcie książkę Yuvala Harari Sapiens i jestem w trakcie czytania drugiej Homo deus. Jaki obraz takiego dawnego i współczesnego ludzia na podstawie tych książek się nam jawi? Na pewno nieciekawy. Od zarania dziejów człowiek był zły i dla swoich współbratymców i dla zwierząt. Współcześnie chyba ta skala przemocy wobec słabszych (zarówno ludzi jak i zwierząt, głównie tych hodowlanych) jest chyba jeszcze większa niż była kiedyś. A największym pragnieniem ludzi jest obecnie dążenie do nieśmiertelności. Może nieśmiertelność jest jeszcze odległym do osiągnięcia celem ale znaczące wydłużenie życia i poprawa jego jakości w tych późnych latach jest kwestią kilkudziesieciu lat co najwyżej. Autor wręcz twierdzi że być może już dzisiaj są ludzie e-nieśmiertelni – czyli tacy którzy nie umrą w wyniku chorób czy starości, mogą co jedynie zginąć w jakimś tragicznym wypadku. Wydaje mi się to całkiem prawdopodobne, najbogatsi ludzie globu mają z pewnością dostęp do takich technologii o których zwykli śmiertelnicy nie mają bladego pojęcia. Z drugiej strony zastanawia mnie ta chęć człowieka do życia tutaj jak najdłużej, ten lęk i obawa przed śmiercią. Wszyscy boimy się śmierci ale tak racjonalnie to czy jest czego się bać? Zostałą mi w głowie taka teoria na temat śmierci którą kiedyś wygłosił Jerzy Urban, o ile dobrze zapamietałem. Mianowicie Pan ten (przeczytałem ostatnio że nadal żyje, ma 88 lat) twierdzi że lęk przed śmiercią jest irracjonalny bo: albo po śmierci istnieje jakaś inna forma życia i w takim wypadku wszyscy którzy umrą trafią do jakiegoś nieba, piekła, kolejnego wcielenia, czegokolwiek, w każdym badź razie będzie tego ciąg dalszy albo: … to rzeczywiście definitywny koniec, i wtedy tak jak wyłącza się przyciskiem światło i następuje ciemność, tak i z nami się stanie, wyłączy się świadomość, nie będzie już myśli, nie będzie już nawet szansy na to żebyśmy np mogli żałować tego że nie korzystaliśmy z życia tutaj na ziemi tylko po to żeby trafić do nieba, którego niestety nie ma. Nie bedzie już nic. Z perspektywy człowieka który żyje, czuje, myśli to być może rzeczywiście ta druga opcja wydaje się straszna bo to w końcu koniec wszystkiego ale jak się pomyśli, że to wszystko się w jednym momencie wyłączy i nie będziesz już mogł sie nawet nad tym zastanowić to czy też to Cię przeraża? Z tym pytaniem zostawiam siebie i wszystkich którzy to przeczytają. I tym optymistycznym akcentem kończe też ten pierwszy w tym roku wpis bo się robi przydługi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *