Przemyślenia,  Życie codzienne

Alkohol

Wreszcie po kilku tygodniach intensywnej pracy w pracy i w tzw obejściu znalazłem chwilę na jakiś nowy wpis. Ostatnio kiepsko mi to wychodzi, dobrze jak w danym miesiącu coś mi się uda napisać. Niby jesień, dzień krótszy, powinien mieć człowiek więcej czasu dla siebie a wcale tak nie jest. No ale musze przyznać że przede wszystkim to co się działo w pracy, związane z kolei z tym co się działo na rynku paliw w ostanich dwóch miesiącach mi robotę generowało. Pewnie wszyscy zauważyli jakie poziomy osiągnęły ceny paliw a to również ja za tym w jakiś tam sposób stoje:) Przynajmniej w naszej sieci sprzedaży. Ale jeżeli ktoś myśli że w ślad za tymi rosnącymi cenami paliw na stacjach rosną niebotycznie zyski takich firm jak nasza to jest w dużym błędzie. Przez ostatnie dwa miesiące zanotowaliśmy już dawno niespotykane spadki marży i prawdopodobnie pożegnamy się z tegorocznymi premiami bo nie wyobrażam sobie sytuacji żebyśmy te straty do końca kwietnia odrobili. Jako że u nas rok fiskalny trwa od maja do kwietnia. Też taka ciekawostka. Kto nas tej premii pozbawił? Oczywiście Orlen, który przez długi okres mimo rosnących cen zakupu produktów utrzymywał swoje ceny detaliczne poniżej 6 pln/litr jako że taka była decyzja polityczna. Dodatkowo w tym czasie miałem mnóstwo przygotowań prezentacji (czyli coś czego najbardziej nienawidzę w tej korporacyjnej robocie) bo a to Fuel Focus na Zarządzie a to wizyta amerykanów, którzy w środku kolejnej fali pandemii postanowili sobie odwiedzić jedną ze swoich kolonii:)

Ok ale przejdźmy do tematu tego wpisu. Muszę o tym napisać, alkohol nadal odgrywa w moim życiu znaczącą rolę, mimo coraz dłuższych i częstszych okresów całkowitej abstynencji substancja ta nadal budzi we mnie spore emocje, często o niej myśle i na chwilę obecną jednak jeszcze nie mogę sobie wyobrazić całkowitej rezygnacji z jej spożycia tak jak nie umiem sobie wyobrazić całkowitej rezygnacji z jedzenia mięsa. Czy jestem, czy byłem kiedykolwiek alkoholikiem? Chyba nie, chociaż czasami spożywane dawki i częstotliwość spożywania pewnie do określenia takiego mnie predystynowały zgodnie z obecnie obowiązującymi w tym zakresie normami.

Cytuję: Przy piciu codziennym:

  • zachowanie co najmniej 2 dni abstynencji (najlepiej dzień po dniu) w tygodniu,
  • nieprzekraczanie 4 porcji standardowych (tzn. 40 g 100% alkoholu) dziennie; 4 porcje alkoholu to: 2 półlitrowe piwa, 2 kieliszki wina o pojemności 200 ml lub 120 ml wódki.

Z drugiej strony wydaje mi się że umiem jednak ten nałóg w jakiś sposób kontrolować, że umiem wytrzymać bez picia przez długie tygodnie, że widzę korzyści płynące z bycia całkowicie trzeźwym i zagrożenia jakie niesie ze sobą ten nałóg. Chociaż muszę przyznać, że kocham alkohol (w tej chwili jest to przede wszystkim whisky) jego smak, zapach, uwielbiam tego pierwszego kopa, kiedy promile trafiają do krwi, lubię tę natychmiastową ulgę, wesołkowatość, pojawiającą się rozmowność, wyluzowanie. Nic dziwnego że moja żona natychmiast rozpoznaje mój stan po spożyciu, nawet minimalnej ilości. Czy ktoś kto mówi że kocha alkohol może nie być alkoholikiem? Przemawia też do mnie teoria że rodzimy się z deficytem 0,5 promila alkoholu we krwi, teoria norweskiego psychiatry a kto jak kto ale norwegowie, podobnie jak kilka innych nacji z podobnym klimatem, na piciu się znają. Wszystkie chyba negatywne aspekty spożywania alkoholu pojawiają się dopiero po przekroczeniu tego, czy może raczej indywidualnego dla każdego limitu wypitego trunku. Do pewnego momentu wyłącznie te pozytywne rzeczy u delikwenta widać. Przynajmniej chyba u znakomitej większości tak to funkcjonuje. A że z reguły spożywam bardzo umiarkowanie to chyba nikomu tym krzywdy nie robie, może jest nawet wręcz przeciwnie, z lekka wstawiony jestem zdecydowanie bardziej „do życia”. I chociaż powoli, świadomie i konsekwentnie zmierzam jednak w stronę całkowitej abstynencji to nie wiem w jakiej perspektywie uda mi się ten stan wreszcie osiągnąć. Póki co nadal po okresach bez promili zdarzają mi się najpierw pojedyńcze, potem częstsze incydenty i powoli na jakiś czas znowu do popijania alkoholu wracam po to żeby w pewnym momencie stwierdzić, że jednak przesadzam i znowu na jakiś czas go odstawić. Taka sinusoida i ciągłe wyrzuty sumienia z tym związane, nawet jak odrobinę, że nie powinienem, że po co. Z tych negatywnych rzeczy które u siebie zauważam po wypiciu to przede wszystkim: osłabienie, zamulenie, utrata energii, większa drażliwość dnia następnego, kiepski sen i co za tym idzie zmęczenie no i zdecydowanie słabsza pamięć i koncentracja. Kiedy to picie staje się codzienne to też niekojące jest to oczekiwanie na następny dzień żeby znowu tylko dotrwać do wieczora, do tego drinka czy kieliszka. To już na pewno coś co pod definicję alkoholizmu podpada. Na pewno pandemia i praca z domu sprzyja zwiększonemu i częstszemu spożyciu, przemysł spirytusowy jest tu chyba jednym z największych wygranych tego okresu, nie dość że ludzie więcej piją to jeszcze przez długi czas schodziły na pniu wszystkie środki dezynfekujące oparte przecież o alkohol przeważnie. Zawsze te pierwsze dni abstynecji, odejścia od tych codziennych przyzwyczajeń z kieliszkiem związanych są trudne ale potem po kilku dniach przestaje się o tym myśleć, to chyba podobnie jak z rzucaniem palenia. Aktualnie jestem w fazie abstynencji, jak długo wytrzymam tym razem? Nie wiem, myśle, że może już do Świąt. A z drugiej strony często dopada mnie myśl: czy to naprawdę aż tak duży grzech jak sobie trochę wypiję dla humoru, wieczorem, do kolacji na koniec dnia? Bo taki najczęściej jest schemat. Pewnie nie ale taka samokontrola i czasem rezygnacja z tego co się lubi, z codziennych rytuałów na które się czeka wzmacnia charakter i daje poczucie siły i wiary. Ta siła wyższa, Bóg, też nie raz mi pokazał że woli mnie całkowicie trzeźwego i że taki mu jestem do czegoś potrzebny. Kiedy tak w pełni poddam się jego woli w tej materii? Czy kiedykolwiek?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *