ks. Piotr Pawlukiewicz
To że w ostatnim czasie zbliżyłem się trochę bardziej do Boga to na pewno również zasługa kazań tego księdza. Zacząłem ich słuchać jakoś wiosną 2020, na samym początku pandemii, w maju, może w czerwcu. Dopiero za jakiś czas dowiedziałem się że ksiądz Piotr już nie żyje, że zmarł w marcu 2020, chwilę przedtem zanim ja wirtualnie zacząłem go poznawać. Całe chyba moje życie, a i podejrzewam, że życie wielu z nas to taka sinusoida bliskości z Bogiem, religią, kościołem – chociaż wszystkie te trzy pojęcia można zapewne traktować jako zupełnie oddzielne. Niektórzy wierzą w Boga ale nie uważają że to predystynuje ich do bycia blisko kościoła czy religii chrześcijańskiej. Ja raczej te trzy rzeczy traktuję na równi i jak zbliżam się do Boga to również do kościoła i religii. I teraz jest podobnie. Nie pamietam już jaką droga trafiłem wlaśnie na kazania ks. Piotra, chyba zacząłem od wyszukiwania na YT generalnie jakichś dobrych kazań, najpierw słuchałem innych księży a potem przy otwarciu kolejnego polecanego linku trafiłem na ks. Piotra. I te jego kazania, większość z nich naprawdę dają mi wiele przemyśleń, zastanowień, refleksji. Wiele z nich uważam wręcz za genialne, ksiądz, który musiał z jednaj strony mieć ogromną więdzę teologiczną, biblijną – tyle w jego kazaniach nowych, odkrywczych myśli na temat Jezusa, Maryi, apostołów a z drugiej strony jakże głęboko musiał znać meandry ludzkich charakterów, zachowań, jakże musiał umieć obserwować ludzi, ich zachowania aby również a może nawet szczególnie o tych ludzkich, ziemskich sprawach tak pięknie i mądrze mówić. Sam przecież nie doświadczył życia rodzinnego, nie miał żony, dzieci, te wszystkie jego wnioski czy przemyślenia nie wynikały przecież z własnych doświadczeń a jedynie z obserwacji. Słucham tych kazań nadal, najczęściej w drodze do pracy i z pracy do domu, niektórych już wysłuchałem pewnie po kilka razy i za każdym razem coś nowego w nich odkrywam, sam głos księdza sprawia że łagodnieje, przynajmniej na chwile;), wsłuchuje się w te wszystkie jego wywody, słucham żartów bo tych też tutaj jest dużo. Ciesze się już na samą myśl w te dni kiedy jadę popracować do biura że po drodze znowu sobie włącze jakieś jego kazanie. I chociaż ostatnio podczas sprzeczki z żoną, w odpowiedzi na moją propozycję aby posłuchała jednego z kazań, z jej ust padł argument: i co z tego że słuchasz tych mądrych, świętych rzeczy skoro wcale się nie zmieniasz? to jednak uważam że warto słuchać. Zmiana człowieka, jego zatwardziałego serca, egoizmu to długotrwały proces, nawet ksiądz Piotr o tym mówił. Na to potrzeba lat a i tak nie ma gwarancji że się coś w tym zakresie osiągnie. Mi wystarczy to że bardzo się staram, zabiegam i modlę o tą zmianę. Mam świadomość swoich błedów, słabości, wiem co robie źle a mimo to cały czas do tego wracam. Czemu?, nie wiem. Nie znam odpowiedzi. Gdzieś te pewne zachowania są tak głeboko zakorzenione we mnie, w moim sercu, ja je co chwila pakuje do jakiejś skrzyni, chowam, ukrywam, upycham ale przychodzi moment że wychodzą znowu jak upiory z pieczary. Ale walczę, nie poddaję się ani na sekundę mojego życia, chwile zwątpienia że może nie warto się zmieniać bo to i tak nie przynosi efektów są tylko chwilami. Każda moja porażka, każdy kolejny upadek tylko jeszcze bardziej motywuje mnie do dalszego starania, walki o bycie lepszym. A dopóki się nie poddajesz, walczysz, to zawsze jesteś zwycięzcą, Jezus lubił wojowników, twardzieli, takich którzy działają, coś robią, chociaż z drugiej strony otoczył się dosyć słabymi, wątpiącymi i strachliwymi apostołami. Ale tutaj zapewne też miał jakiś plan, w sumie potem Ci ludzie stworzyli kościół. Czy mi się uda ta poprawa, czy te moje odwieczne starania kiedyś przyniosą efekt, czy może prawdą jest to że człowiek się nie zmienia, jego serce się nie zmienia? Czas pokaże ale na pewno łatwo się nie poddam i dalej będę próbował. I słuchał kazań księdza Piotra chociaż żadne nowe już się niestety nie pojawią.