Pyszny sok pomidorowy
Koniec sierpnia, więc czas już na dobry sok pomidorowy. Przyda się na zimę, my przede wszystkim używamy do przyrzadzenia aromatycznej zupy pomidorowej ale można też oczywiście taki soczek sobie wypić solo albo też na jego bazie przygotować …. krwawą mary – tego jeszcze nie próbowałem ale gwarantuje że będzie taki trunek o niebo lepszy niż z jakimkolwiek sokiem sklepowym. Ja po ostatnich moich przerobach pomidorów delektowałem się świeżym sokiem zaraz po jego ostygnięciu i już nie mogę doczekać się następnej partii, którą będę przerabiał żeby znowu się napić, bo tych świeżo zrobionych słoików to szkoda mi otwierać:), jak mi w garnku zostaje tyle że już na słoik za mało to wtedy do szklaneczki i wypijam sobie wieczorem.
No ale do rzeczy, oczywiście najważniejsze tutaj są pomidory, dobre, mocno dojrzałe, ja wybieram te polne (najlepiej powąchać i posmakować na targu, wtedy już wszystko jest jasne) i dorzucam też troche swoich okazów spod folii. Nie wszystkie tam nadają się do bezpośredniego jedzenia, malinowe są przepyszne ale już te zwykłe aż takiego smaku nie mają więc mieszam je z tymi z targu. Tak w sumie do mojego garnka w którym je gotuje wchodzi 3-3,5 kilograma. Myje i kroje w kawałki, usuwając część szypułkową i jakieś inne parchy czy tym podobne jeżeli coś takiego się zdarza na jakimś niewielkim kawałku pomidora. Skóry w żadnym razie nie obieram, uważam że to przesada i zbyt dużo byłoby z tym zachodu a poza tym tam chyba również jest dużo dobrych, zdrowych składników. Wszystko ładuje do garnka, można troche zgnieść żeby sok puściło i więcej do garnka weszło. Zagotowuje, oczywiście kilka razy mieszając i po chwili zmniejszam ogień i tak na małym gazie około godziny mi się to gotuje. Potem musi nieco przestygnąć. Jak już jest taka letnia ta papka to biorę bledner i miksuje wszystko w garnku na gładko. Potem biorę drugi, może być nieco mniejszy garnek i gestę sitko i przez to sitko należy wszystko przelać/przetrzeć. I tutaj patent który kiedyś sprzedała mi moja mama. Do przecierania soku przez sito najlepiej używać drewnianej kuli do ukręcania ciasta, znacznie szybciej ten proces wtedy idzie niż np ze zwykłą drewnianą łyżką. Kręcimy w sitku i po chwili sok jest w garnku a na sitku pozostają jedynie pestki i trochę miąższu ze skórek. Przecedzony sok znowu trafia na palnik, dodaje łyżkę (raczej taką płaską niż czubatą) soli i też mniej wiecej tyle samo cukru, zagotowuję i gorący sok przelewam do wyparzonych półlitrowych słoików. Żadnych innych przypraw tutaj nie dodaje. Zakrecam i odwracam do góry nogami (czy raczej do dołu zakrętką) tak aby słoiki się zawekowały. I gotowe, taki słoiczek potem jest akurat aby wlać go do garnka zupy pomidorowej. Mi wychodzi 4-5 takich słoiczków z jednego gotowania. Niestety zapachu jaki roztacza się w mojej letniej kuchni podczas przygotowywania tego soku nie da się przekazać na blogu. A szkoda bo jest cudowny, tak jak potem smak i zapach samego soku, szczególnie kiedy taki słoik otwiera się w zimny, ponury jesienny czy zimowy dzień.