Miód z mleczy
No i wreszcie przyszedł ten najpiękniejszy czas w roku. Tak jak śpiewał Muniek, najpiekniejsze miesiące: kwiecień, czerwiec, maj. Nie wiem tylko dlaczego akurat w tej kolejności, pewnie tak mu rym pasował:) Wreszcie i u nas na wsi pojawiły się te żółte kwiatki, w tym roku jakieś wyjątkowo piękne, dorodne, nie wiem czy to przez obfite opady czy może przez to że taki zimny ten kwiecień i maj. W każdym bądź razie są, tak mniej więcej dwa tygodnie później niż widziałem kwitnący mniszek w Warszawie, więc pora je przerobić na coś pysznego i zdrowego jednocześnie. Przepis na miód czy raczej powinienem powiedzieć syrop z mleczy, bo miód to raczej domena pszczół i one też z mleczy nektar zbierają (niejednokrotnie muszę je zganiać z kwiatka który chce zerwać) ma już dziesiątki czy nawet setki lat, można ich sporo znaleźć w sieci, więc ja tutaj nie odkryje niczego nowego a jedynie podam swoje proporcje czy sugestie. Zaczynamy oczywiście od nazbierania kwiecia. Wybieramy jakiś czysty teren, nie nawożony i nie blisko jakiejś dużej, ruchliwej drogi. I teraz ważne są proporcje, w większości przepisów jest że na 500 zebranych kwiatów potrzebny jest litr wody, kilogram cukru i sok z jednej czy dwóch cytryn. Ja oczywiście nigdy zebranych kwiatków nie liczyłem no i zbieram ich nieco większą ilość tak żeby od razu więcej przetworzyć a nie sie certolić z tym wszystkim po to żeby 2 słoiczki produktu zrobić. Podam więc swoje proporcje i sposób postępowania. Zbieram taką niecałą torebkę papierową kwiatków mleczu (np z drogerii Natura co widać na zdjęciu). Jak ostatnio zważyłem to jest tego około kilograma kwiecia. Tutaj też ostatnio gdzieś znalazłem taki przepis że mniej więcej litrowy garnek lekko ubitych kwiatów to jest właśnie ta ilość około 500 kwiatków więc można też tym się posłużyć. Zbieramy suche, rozwinięte kwiaty – a więc najlepiej robimy to w słoneczny dzień w godzinach około południowych. Zebrane kwiatki rozsypuje następnie na papierze do pieczenia, najlepiej gdzieś na trawie, żeby jakieś robaczki mogły sobie z nich powychodzić jeszcze jak nie będą chciały być ugotowane:) Tak sobie z godzinę leżą u mnie na tym papierze. Generalnie to nie przejmuje się jakimiś dłuższymi łodyżkami z którymi kwiatki niektóre sie zerwały, jakąś trawką czy robaczkiem, wszystko to ładuje do dużego garnka (taki pewnie chociaż ze 4 litrowy powinien być) i taką ilość (to jest niecałe trzy litrowe garnuszki kwiatków) zalewam dwoma i pół litrami wody i zagotowuje. Tak trzeba jakąś drewnianą łyżką szwedzką to zamieszać żeby nie wykipiało, można po zagotowaniu jeszcze przez chwilkę pogotować, potem ostudzić i odstawić w chłodne miejsce czy też do lodówki na około 24 h, w tym czasie wywar nabiera mocy i wyciąga to co trzeba z kwiatów. Po tym czasie przecedzamy do drugiego również dużego garnka, ja używam do tego celu dużego sitka z bardzo małymi oczkami, można też użyć gazy, oczywiście oprócz otrzymanego soku wyciskamy też to co jest jeszcze w kwiatkach, tak może niezby mocno i do ostatniej kropli ale jednak trzeba to odcisnąć. Po takiej operacji mi wychodzi około 2-2,5 litra czystego soku, stawiam na palnik, zagrzewam, w tym czasie dodaje 2-2,5 kg cukru do garnka i sok z wyciśnietych dwóch dużych, ładnych cytryn, mieszam często żeby cukier się całkowicie rozpuścił i doprowadzam do wrzenia po czym przykręcam ogien do minimum tak żeby na powierzchni tylko niewielkie bąbelki swiadczące o tym że ciecz się gotuje się pojawiały. Od czasu do czasu trzeba zamieszać delikatnie no i tak co najmniej 2 h gotować aż trochę odparuje i zagęstnieje. Oczywiście im dłużej gotujemy tym bardziej syrop będzie gęsty ale właśnie ten czas 2 i pół godziny pozwala uzyskac taką konsystencję średnio gęstą po wystygnięciu. I taka moim zdaniem jest najlepsza. Oczywiście jak syrop jest jeszcze gorący i jak go rozlewamy do słoików to wydaje się rzadki ale potem jeszcze zgęstnieje już w słoiczkach. Z tej ilości powinno wyjść jakieś 8-9 słoiczków takich po dżemie średnich więc taką ilość należy sobie wcześniej przygotować, umyć i wyparzyć. Nalewamy do nich gorący syrop, zakrecamy i odkładamy na ściereczkę odwracając pokrywką do dołu, tak niech stoją do ostygnięcia żeby sie zawekowały. Przy tej ilości cukru to wystarczy, u mnie rok potem stoją w piwnicy bez problemu, akurat w tej chwili zużywam ostatnie z ubiegłego roku. Nie będę tu pisał o właściwościach zdrowotnych syropu, to można znaleźć w sieci, ja używam syropu praktycznie cały rok dodając co rano dwie łyżeczki do szklanki wody wypijanej na czczo no i potem też w ciągu dnia dodaje sobie do herbaty. Tak samo też przygotowuje to dla mojego synka. Jak tylko zaczyna mnie boleć gardło to aplikuje sobie bezpośrednio dwie, trzy łyżeczki do buzi i też mi zawsze pomagało, gardło przestawało boleć. Poza tym to na COVID nie zachorowałem (no chyba że o tym nie wiem) więc nie chce tutaj nic sugerować ale widać że na koronawirusa też pomaga, pewnie lepiej jak szczepionka:) Oczywiście jak już słoiczek otworzymy to potem należy go przechowywać w lodówce.